JAPOŃSKIE "RÓŻOWE KINO" 2#: KOBIECE MISTERIUM SEKSU- "ORGASM:MARIKO" (1985)
Nie oddzielał najpewniej Greków. Taki "enthousiasmus" mówi ciałem, a nie językiem. W samym "theiasmous" mieści się "inspiracja". "Entheos" oznacza zaś "opętanie przez boga". W Encyklopedii Antycznego Świata - Brill's New Pauly, hasło to zostaje rozwinięte jako opuszczenie siebie, doznanie "ekstasis". W Grece jest ekstremum, które rozpuszcza się na nerwach. Czy to w tym ekstremum, jak w księżycu odbijają się wirujące postacie Bachantek? W języku znajdziemy już tylko ruiny duchowości. Ale być może te ruiny stawiają nas nie tyle małych wobec pustki, co zaintrygowanych jej źródłem. Duchowość musiała najpierw uśmiercić trauma.
Titus Liwiusz ( rzymski historyk okresu staryżytności) obarcza odpowiedzialnością za jej wywołanie kapłankę Bachantek – Pacule Annie. Początkowo, Bachanalia były celebracją kobiecego aspektu seksualności obchodzoną RAZ w roku. Wówczas to czcicielki Bachusa wyruszały z początkiem wiosny w stronę lasów i przez kilka dni oddawały się tańcom, pojeniu winem oraz szeroko pojmowanym rozkoszom. Do 185 roku p.n.e. Potem Pacula Annia zmieniła reguły, Bachanalia zaczęto obchodzić 5 razy w miesiącu, zaś w trakcie miało dochodzić do aktów kazirodczych pomiędzy matkami oraz synami. To się musiało skończyć źle. I skończyło się zakazem przez senat rzymski organizowania Bachanaliów. No chyba że senat wyraził w pojedynczym przypadku na to zgodę. Oczywiście to nie przeszkodziło w obchodzeniu prawa, niemniej strach pozostał - również w ciele.
Przed nieokiełznaną kobiecością nie tylko strzegły fragmenty o Bachantkach, ale i legendy o przemienianiach podczas pełni księżyca kobiet w istoty trzeciej płci. Język, jak soki, spływał na ludyczne alegorie – a to w postaci opowieści o wilkołakach, a to zwyczajnie traktujących o zmiennokształtnych, które mogą przybrać formę dowolnej zwierzyny. Cykl menstruacyjny oraz dziejące się za niego przeobrażenia unosiły się pomiędzy miejscami, czasem i przestrzenią.
Tak też ostrzeżenia przeniknęły do Japonii lat 80-tych. W różowym filmie o wymownym tytule "Orgasm: Mariko" gł. bohaterka - dziewczyna u progu dojrzałości, uprawia seks ze swoim chłopakiem na łonie natury. Księżyc połyskuje w pełni na niebie. Wtem, na pobliskiej drodze zatrzymuje się auto z symbolem winogron. Połączenie nie jest przypadkowe, a i przyjemność z wyłapywania powiązań spora. Co mi sprawiło największą frajdę, to zresztą możliwość smakowania tych obrazów ( tak, "Orgasm: Mariko" to głównie strumień wysmakowanych, ale też przerażających obrazów) przez nałożenie różnych filtrów. Przez nałożenie jednego, film bardziej niż jako stymulant jawi się jako rzecz o społeczno -relacyjnych tabu. Jest to w końcu rzadki przypadek Pinku Eiga, gdzie to kobieta pełni rolę predatorki. To mówi dużo o pozycji pań w japońskim społeczeństwie. Ale mówi też dużo o zamrożeniu traumy na poziomie ciała. A to już doświadczenie wykraczające poza kulturę.
W filmie Marguerite Duras – "India Song" bohaterka również działa niczym predatorka – tyle że próbuje kochankami zapełnić własną samotność ( nawet w twórczości, obrazoburczej i wydawało by się wyzwolonej, Francuzki seks wyzbyty jest z przyjemności zespolenia – może być jedynie narcystycznym plastrem). Jednocześnie, w jednym ze swoich adoratorów wyczuwa rodzaj "dziewictwa" – psychicznej i życiowej niewinności, którą gardzi. Dziewictwo mentalnościowe jest też żywe w Mariko, przez co wchodzi ona, nieustannie w te same rodzaje zależności damsko – męskich. Ten cykl – powtarzającej się naiwności, nie może się ostatecznie zakończyć pełnym przyzwoleniem na bliskość. W rezultacie jest ona uwikłana w pętlę niemożności stracenia dziewictwa. Seks jest dla niej aktem tragiczny, bo zawsze musi kończyć się jej zwycięstwem ( orgazmem, który jest dla jej partnera śmiertelny). Ot, kolejny przykład, że na ruinach kultury najbardziej cierpi ciało.
Comments
Post a Comment