KINO OKULTYSTYCZNE 3#: ODE MNIE DLA NAS - "EXPERIENCER" (1977)
W jednej ze scen na początku filmu "Experiencer" główny bohater – nienazwany adept wiedzy tajemnej - podąża za staruszką na stacji metra. We włosach staruszki latają ćmy – symbol transformacji, którą protagonista przejdzie. Wiekowość, stan higieny, miejsce – wszystko dotyczące bohaterki wskazuje na spotkanie z energią podświadomości, ciemności – utożsamioną w alchemicznych traktatach z kobiecością. Ni stąd, ni zowąd przy postaci staruszki, pojawia się kulawy pies. Główny bohater dalej podąża za staruszką, zaś przy nim samym również pojawia się tenże pies, prowadzący go przez zaświaty. Wkrótce, staruszka znika, przestrzeń ulega przemianie. Nie jest to już stacja metra, ale podziemna grota. Tam bohater straci całkowicie przymioty człowieka cywilizowanego. Zamieni się w byt przedczłowieczy, z którym w swoich badaniach starł się John C. Lily (na których to badaniach Ken Russell oparł swój głośny film "Odmienne stany świadomości"), pozakulturowy. We wspomnianych wyżej fragmentach przejawiają się wszelkie znamiona kina okultystycznego.
Pierwszą cechą jest kreowanie doświadczenia absorbowanego podświadomie - tak jak rytuał wtajemniczenia karmi strefę duchową symbolami, tak twórcy kina okultystycznego przenoszą bezpośrednio rytuał na język kina – wiedzą, że tylko tak mogą dotknąć głębszych warstw samych siebie oraz potencjalnych odbiorców.
Drugą cechą jest brak ciągłości czasu oraz przestrzeni, co również jest odzwierciedleniem stanu, w którym znajduje się inicjowany. Jak przekonuje Richard Schechner w książce "Performatyka" – rytuał funkcjonuje poza czasem i przestrzenią, w końcu jego funkcją było zawsze przeniesienie z jednego stadium do drugiego. Wreszcie pod znakiem zapytania pozostaje kwestia tożsamościowa. Stare ja niszczeje by dać początek nowemu. Dawne struktury tożsamości ulegają rozpadowi wskazując na nierozerwalność narodzin ze śmiercią. I tutaj film okultystyczny albo często posługuje się bohaterem zbiorowym (vide: "Transformacje" (1976) mającym podkreślić wspólnotowy charakter doświadczenia, albo też traktuje postacie archetypicznie ("Lucifer Rising" (1972), "Experiencer" (1977) – widząc w nich albo przeszłe, albo przyszłe etapy, przez które przejdzie osobowość.
Osobną i rzadko wspominaną charakterystyką kina okultystycznego jest także, w zamierzeniu hermetyczny czy wręcz prywatny kształt dzieł. Filmy te nie są zwykle zainteresowane byciem częścią kultury związanej z medium. Są raczej kierowane do samego twórcy/twórców albo do społeczności zainteresowanych tematyką ( co przekłada się zwykle na dystrybucje w ściśle określonym gronie).
Można by zadać sobie pytanie - czemu tak jest? Otóż odpowiedź, moim zdaniem, leży w mentalności typowej dla większości wspólnot powiązanych z kultami pogańskimi (która to łączy się z wymienionymi powyżej). Wedle tego myślenia świat zewnętrzny jest przedłużeniem wierzącego. Świat nie funkcjonuje w pojedynczości, ale w mnogości ról oraz znaczeń. Nic dziwnego więc, że film może być przedłużeniem prywatnego rytuału. Dodatkowo, twórcy działający w ramach kina okultystycznego, z niebywałą lekkością, sami podejmują zupełnie odrębne, pozafilmowe aktywności. Barbara Hirschfeld – autorka "Transformacji" - dzisiaj uczy medytacji. Kenneth Anger znany był potem jako artysta mediów. Najbardziej radykalna i enigmatyczna postać, o którym dzisiaj mowa - twórca "Experiencera" – bardziej niż z działalności filmowej, miał być znany ze swoich relacji z plemieniem Samburu, w Kenii ( idąc za wiadomością otrzymaną od filmoznawcy - prof.Williama Browna z University of British Columbia, a prywatnie przyjaciela reżysera).Wybrany przeze mnie obraz – nie dość, że został okryty kurzem, zapomniany, to i kulisy jego powstania są okryte tajemnicą.
Michael Kohler to postać prywatna w najgłębszym tego słowa znaczeniu. Gdyby nie tajemnicze przedostanie się "Experiencera" do sieci około 2020/2021 roku, można by w zasadzie uznać, że człowieka nie było. A jednak "Experiencer" po latach pogłosek – wpisów na forach internetowych, wieści o tym, że był pokazywany RAZ na Channel 4 w Wielkiej Brytanii, w 1988 roku, próbach znalezienia kopii tej transmisji, w sieci funkcjonuje. Nieodrestaurowany, ziarnisty, w pełnej krasie 16 mm taśmy dociera do zainteresowanych – poprzez Internet Archive oraz YouTube. Z racji, że jest to film znakomity, oczekuje na bardziej przychylne oko ze strony dystrybutorów, a i być może rozwiązanie kwestii spornych związanych z prawami autorskimi do niego.
Udało mi się nawiązać kontakt z, wspomnianym wcześniej, prof. Williamem Brownem, który miał po latach wejść jako pierwszy w posiadanie oficjalnej kopii "Experiencera". Historia poznania przez niego filmu, a także jego twórcy jest równie unikatowa co sama produkcja. A było tak: w 2015 Brown otrzymuje od swojej partnerki książkę zakupioną z drugiej ręki. W tejże książce znajduje list od nieznanego filmowca do jego mentorki. Po poszukiwaniach udaje mu się połączyć kropki – autorem jest Michael Kohler. Następnie szuka kontaktu z reżyserem, by dowiedzieć się więcej o jego personie. Udaje mu się. Kohler na tyle obdarza go zaufaniem, że daje mu dostęp do cyfrowych kopii swoich filmów. Jest nadal jednak tak samo poza światkiem filmowym, co prawie 50 lat temu. Znaczną część czasu w roku spędza z plemieniem Samburu w Kenii. W 2018 kontakt między Brownem a Kohlerem się urywa, pozostają poszlaki i próby (ostatnią podjąłem w celu przeprowadzenia wywiadu z reżyserem, mam nadzieję, że dojdzie do skutku).
Dalej – aktorzy grający w "Experiencerze" również nie są związani ze światem filmu, w związku z tym do porozumienia musiało dojść na stopie pasjonackiej, prywatnej. Dzisiaj ciężko te osoby znaleźć. Nawet jeśli pojawiają się poszlaki, są to tylko przypuszczenia. Wszystko zatem wygląda na projekt stworzony od nas dla nas, albo niedokreślonej wąskiej grupy "was". Po sieci gdzieniegdzie lata dokument, który był dołączany na kilku pokazach, które film miał w Londynie w 1977 roku – na kartkach zapisane są cytaty między innymi z "Ziemii Jałowej" T.S Elliota, słowa Plutarcha czy Akiry Kurosawy.
Gramatycznie, choć "Experiencer" widnieje jako pierwszy film wyreżyserowany przez Michaela Kohlera ( nie ma potwierdzenia co do jego wcześniejszych prób filmowych, choć dwa inne tytuły z lat 60-tych pojawiają się w sieci) – jest bardzo przemyślany. Ciężko go jednak zestawić z czymkolwiek innym, co powstało wcześniej w jego niszy – nie jest to Cocteau, nie jest to Deren i nie jest to Anger. Najbliżej stylistycznie jest mu całej gałęzi teatrów alternatywnych, które wyrosły z koncepcji "Teatru okrucieństwa" Artauda. Możliwa jest inspiracja Ruchem Panicznym, prowadzonym przez Jodorowskiego w latach 60-tych, skąd ewoluował cały jego kinowy dorobek. "Experiencer" jest gestem, ruchem, symbolem.
Gdzieś tam zderzają się inspiracje a to Jungiem, a to celtycką mitologią (szczególnie w drugiej części filmu) i obecnej w niej postaci Cernunnosa – rogatego boga przyrody, często uważanego za protoplastę wszelkich wizji Lucyfera. Dla bohatera jest on tożsamy z samopoznaniem. Dla widza – z perspektywą dalszego samopoznania, o ile przyswojony i przeobrażony. Jak większości dzieł okultystycznych, "Experiencera" nie trzeba czytać intelektualnie( nawet sam tytuł do tego nie zaprasza). Należy go poczuć i wejść w kontakt ze sobą. Wówczas rytuał będzie nie tylko obecny w seansie, a i być może w innych przestrzeniach. Wymiarach. W innych nas. Prywatne to czasami po prostu jeszcze nierozpoznane.
Comments
Post a Comment